czwartek, 18 lutego 2016

Moja długa historia przemian cz. I

Jak już wspomniałam we wcześniejszym poście, rok 2016 jest dla mnie: 
r o k i e m    g r u n t o w n y c h    z m i a n. 

Ten pomysł kiełkował w mojej głowie od dłuższego czasu, a ja systematycznie przekładałam go z dnia na dzień, z roku na rok, aż stałam się wielką górą tłuszczu. 
Pod koniec tamtego roku, doszłam do takiego zaniedbania nie tylko w sferze fizycznej, ale również psychicznej, że patrząc na to co osiągnęłam (a raczej nie osiągnęłam), usiadłam, płakałam i stale użalałam się nad samą sobą. 
Było mi wstyd. Wstyd przed najbliższymi, przyjaciółmi oraz własną osobą. 

Jedzenie stało się dla mnie chwilową odskocznią od rzeczywistości i problemów z niskim poczuciem własnej wartości, jednocześnie bardziej je pogłębiając. 
Doszło do tego, iż będąc na zjazdach wraz z moją znajomą, swoje pierwsze kroki kierowałyśmy do McD czy też KFC, a tam objadałyśmy się obrzydliwie wielką ilością najgorszego shitu. Oczywiście te jedzenie nam nie wystarczało, więc na drogę powrotną do domu wykupowałyśmy gotowe zestawy, aby zapchać nasze rozepchane żołądki. 
Swoje szczęście ograniczałam do jedzenia, które trwało zaledwie krótką chwilę, pogłębiając jednocześnie mój osobisty koszmar. 
Wmawiałam sobie, że należy mi się coś od życia, nikt nie ma prawa mi odmówić przyjemności, jakie daje mi jedzenie, a przecież pod kurtką zimową nie będzie widać moich rozrastających się problemów z tuszą. 
Okłamywałam się każdego dnia, dopóki nie weszłam na wagę pod koniec tamtego roku, a ona pokazała mi druzgocącą liczbę (UWAGA): 75 kg przy wzroście 173 cm ! 

Jednak rezygnacja z jedzenia nie była taka łatwa, jak mi się wcześniej wydawało. Z dniem 1 stycznia 2016 roku, postanowiłam swoją dietę przełożyć na kolejny dzień, następny i jeszcze inny... Byłam tak słaba, że straciłam kontrolę nad swoim życiem. Dalej jadłam, a mój nadmiar kilogramów zakrywałam workowatymi, brzydkimi ciuchami, które zaczynały gdzieniegdzie podkreślać moje wałeczki (szczególnie na brzuchu)... 

Ze szczęśliwej osoby... 




...na własne życzenie przemieniłam się w słabą, pozbawioną szacunku do siebie, użalającą się stale nad sobą grubą dziewczynę. 


Jeszcze kilka miesięcy temu wyglądałam tak:






Dalszy ciąg mojej historii, pojawi się w kolejnym wpisie :)

środa, 10 lutego 2016

...

Jest to mój pierwszy raz z blogspotem :) wcześniej blogowałam sobie przez kilka ładnych lat na takim portalu jakim jest: pinger.pl, który na tą chwilę pada śmiercią naturalną, dlatego też postanowiłam założyć nowego bloga o nowej mnie właśnie tutaj.
Mój pierwszy blog /zgrabnaesmeralda.pinger.pl/ postanowiłam prowadzić równocześnie z aktualnym, bo pomimo wyludniania się pingera, blogują jeszcze na nim wytrwałe jednostki, które od czasu do czasu mnie tam czytają :)

Rok 2016 jest dla mnie bardzo ważnym rokiem, nie ze względu na spektakularne sukcesy, które osiągam we wszystkich sferach mojego życia, ale dlatego, że postanowiłam zawalczyć o swoje marzenia... z samą sobą, bo jedynym wrogiem, który torował mi dojście do określonych celów - byłam ja sama.
Każdy z nas chce pięknego życia, więc dlaczego by nie zacząć od nowa ? Przestańcie bać się nowego, bo jedyne co Was ogranicza to komfort własny i stare przyzwyczajenia.

Zostawiam Was z inspiracjami :)